70% za cały okres urlopu rodzicielskiego lub. 81,5% za podstawowy okres urlopu rodzicielskiego – takie rozwiązanie będzie jednak stosowane, jeśli w ciągu 21 dni po porodzie matka złoży wniosek do ZUS-u lub pracodawcy o wypłacenie jej zasiłku za okres urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego.
Bądź wola Twoja Tymczasem powtarzając codziennie natchnione słowa modlitwy Pańskiej, mówimy: "bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi". I to jest najbardziej podstawowa definicja woli Bożej: jest to Boży plan dziejów, porządek stworzenia i szeroki wachlarz propozycji, zwanych powołaniem, adresowany indywidualnie do każdego
Rodzice powinni uszanować to powołanie i ułatwić dzieciom odpowiedź na nie. Trzeba uzmysłowić sobie, że pierwszym powołaniem chrześcijanina jest pójście za Jezusem : "Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien" (Mt 10, 37).
Sprawdź, czy Twoja parafia jest na liście! - Gazeta Pomorska Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem .
Parafia to wspólnota ludzi, z centralnym ośrodkiem kościołem. Ostatnio ksiądz mi powiedział, że parafia jest tam, gdzie się mieszka dłuże niż 3 miesiące. Zameldowanie nie ma tu nic do
Descarga de APK de Twoja Parafia 1.2 para Android. Con esta aplicación se puede realizar un seguimiento de sus temas de actualidad de la parroquia de su parroquia.
wWlyY0o. W czwartym odcinku cyklu „Wakacje na pustyni” o. Szymon Hiżycki OSB mówi o tych chwilach bezradności, gdy Bóg czyni cuda. Opowiadano o abba Makarym Egipcjaninie, że kiedyś szedł ze Sketis pod górę, niosąc kosze, i usiadł zmęczony, i zaczął się modlić: „Panie, Ty wiesz, że już dalej iść nie mam siły!”. I natychmiast znalazł się nad rzeką. Piotr Sacha: Nie wiem, czy Tolkien czytał Makarego, ale ta scena przypomina mi jego literacki świat podróży, przygód, zjawisk nadprzyrodzonych... Niesamowity jest ten apoftegmat. O. Szymon Hiżycki OSB: Ja też nie wiem, czy Tolkien znał Makarego (śmiech). Ale z pewnością Makary jest postacią, która w literaturze monastycznej osiągnęła dużą popularność. Przypisywano mu autorstwo wielu tekstów, a także zdolność czynienia cudów, czytania w sercach, wyjątkowej łączności z Duchem Świętym. I ten apoftegmat dobrze wpisuje się w wyobrażenia na temat Makarego – cudotwórcy, a także człowieka wyjątkowo umiłowanego przez Boga. Tu wyjątkowo bezradnego. Wspomniane Sketis to istniejący do dziś ośrodek życia monastycznego odległy o jakieś 30 km na północny zachód od Kairu – środek pustyni. Akurat tu przekład jest nieprecyzyjny. Czytamy w nim: „kiedyś szedł ze Sketis pod górę”. A konkretnie to on szedł „przez pustynię”. Wędrował do miejsc zasiedlonych, żeby sprzedać swoje kosze. Obładował się nimi jak osioł, słońce prażyło niemiłosiernie, miał już dosyć. Pada zmęczony i modli się: „Panie, Ty wiesz, że już dalej iść nie mam siły”. A może nawet już nie ma siły się modlić. Bóg patrzy na swoje ukochane dziecko i przenosi je nad rzekę, dokładnie nad Nil, czyli tam, gdzie mieszkali ludzie, którzy mogli kupić wyroby Makarego. Taki to jest obraz. Obraz szczerości dziecka. Któremu Bóg okazuje swoją czułość. Z drugiej strony, jak Pan wcześniej zauważył, ukazuje się nam ten wielki Makary, który nie ma siły, jest bezradny. Bardzo pocieszające dla nas (śmiech). Mamy tu również aluzję do sceny z Ewangelii według świętego Jana. Apostołowie znajdują się na środku Jeziora Genezaret. W pewnym momencie widzą Jezusa, jak zbliża się do nich, idąc po wodzie. Kiedy chcieli wziąć Go do łodzi, natychmiast znalazła się ona przy brzegu. Makary jawi się jak nowy apostoł, który nie płynie przez jezioro, a przez ocean piasku. A co z nami? Myślę, że Makary pokazuje nam, że z Bogiem warto dzielić wszystkie swoje troski, bez względu na to, jak daleko od Nilu jesteśmy. ZOBACZ: WSZYSTKIE ODCINKI CYKLU „WAKACJE NA PUSTYNI” Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) – opat klasztoru oo. Benedyktynów w Tyńcu; studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. Piotr Sacha / Foto Gość
W Środę Popielcową uczniowie Zespołu Szkół nr 5 rozpoczęli trzydniowe rekolekcje wielkopostne, które wygłosił do nich ojciec Paweł Gomulak ze Zgromadzenia Oblatów. U progu Wielkiego Postu młodzież miała okazję, aby poznać bliżej Jezusa, najpierw jako człowieka, potem jako Boga. Odkrywając tajemnicę męki i śmierci Chrystusa na podstawie całunu turyńskiego każdy uczestnik spotkań rekolekcyjnych mógł osobiście przekonać się, jak wielką miłością obdarzył go sam Bóg, jaki ogrom cierpienia wziął na siebie Jezus, by zbawić każdego człowieka. Wobec tej prawdy należy zadać sobie pytanie, jak wygląda nasza wiara. Co pięć minut ktoś na świecie oddaje życie za Jezusa, a my, mieszkając tutaj w Polsce, nieraz wstydzimy się przeżegnać, stanąć w obronie wiary, kiedy ktoś się z niej wyśmiewa, kiedy trzeba podjąć post piątkowy jako świadectwo miłości do Jezusa, kiedy trudno przyjść do kościoła czy się pomodlić. Nadszedł czas, byśmy wreszcie się obudzili, byśmy się zdeklarowali, kim jesteśmy i do kogo należymy. To decyzja, którą podejmujemy sami. Jeżeli wybierzemy życie z Chrystusem, musimy pamiętać o trzech zasadach, które gwarantują prawdziwą i żywą relację z Bogiem: życie sakramentalne, modlitwa i lektura Pisma Świętego.
Richard C. Antall JEZUS MA DO CIEBIE KILKA PYTAŃ ISBN: 83-7318-550-X © Wydawnictwo WAM, 2005 „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?” (Mk 3, 33) Jezus nie tylko zadał to pytanie, ale też na nie odpowiedział, co już samo w sobie jest niezwykłe. Być może, zrobił tak dlatego, że było ono wyjątkowo ważne. „Spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką»” (Mk 3, 34). Definicja wspólnoty Jezusa nakreślona w tej wypowiedzi podąża w dwóch kierunkach. Tym, co łączy jej członków, jest pełnienie woli Bożej, co staje się podstawą ukształtowania się zupełnie wyjątkowej rodziny. Jezus, jak się wydaje, narzucił wszystkim, którzy pełnią wolę Bożą, deklarację, iż traktuje ich jako „braci, siostry i matkę”. Znaczący jest fakt, że nie używa słowa „ojciec”. To pozostawałoby w sprzeczności z jedną z kluczowych prawd dotyczących Jego duchowej tożsamości: „Bóg jest Jego Ojcem”. Niektórzy czują się niezręcznie z tym, co określają jako „patriarchalne” konotacje wynikające ze zwyczaju nazywania Boga naszym Ojcem, i starają się unikać nawet zaimków dzierżawczych w rodzaju męskim w odniesieniu do Boga (stąd wziął się zwyczaj nadużywania form przymiotnikowych typu: „Boży” zamiast „Jego” itp.). Ten problem w istocie dotyczy podstawowej prawdy nauki głoszonej przez Jezusa: Bóg jest tym, do którego zwracamy się „Abba”, Ojcze. Jako uczniowie Jezusa jesteśmy zaproszeni, aby podjąć poruszany tu temat i zastanowić się nad zagadnieniem Jego nowej rodziny. Jest ona czymś więcej niż rodziny, o jakich zwykliśmy myśleć. Wszyscy znajdujący się wtedy w pomieszczeniu, w którym był także Jezus, wszyscy ci, po których powiódł wzrokiem, znaleźli się w sytuacji uprzywilejowanej. W jednej chwili stali się Jego krewnymi. Myślę czasami o tym, gdy celebruję Eucharystię. Patrzę wtedy na ludzi, którzy obecni są w kościele, przypominam sobie ich problemy, to, czym żyją, i myślę: „Jesteście moimi braćmi, siostrami, moją matką”. Nie neguję wtedy istnienia mojej własnej rodziny, ale ta „nowa” w pewnym sensie wyrasta ponad tamtą. Gdyby Jezus zwrócił się z pytaniem: „Kto jest moją matką i moim rodzeństwem” do ludzi zgromadzonych w niedzielę w kościele, to jestem pewien, że większość tam obecnych odpowiedziałaby: „My nimi jesteśmy”. A jednak istnieje ogromna różnica między mówieniem, że życie wspólnoty Kościoła opiera się na poszukiwaniu woli Bożej oraz że inni uczniowie są moimi braćmi i siostrami, a autentycznym przeżywaniem tej wiary. Gdybyśmy poważnie podeszli do tego, co Jezus powiedział w Kafarnaum otoczony swymi uczniami, jakże wielką i radykalną przemianę spowodowałoby to w życiu naszych parafii! Być może, to, że nauczanie Jezusa jest niełatwe, tłumaczy, dlaczego tak wielu ludzi nie zwróciło uwagi na przesłanie zawarte w wypowiedzi skierowanej do tych, którzy siedzieli wokół Niego. Tekst, który rozważamy, podaje, że „Jego Matka i bracia” przyszli do Kafarnaum. Nie ulega wątpliwości, że ten fakt wiązał się ze spiskiem przeciwko Jezusowi, o którym wspominaliśmy, rozważając temat wynikający z pytania 4. Naturalnie, w tym kontekście rodzi się pytanie: kim byli ci bracia Jezusa? Katolicy przyjmują dogmat o dziewictwie Maryi. To oznacza, że Najświętsza Dziewica Maryja nie miała innych dzieci. Mimo iż nawet Marcin Luter przyjmował prawdę o wieczystym dziewictwie Maryi, to jednak większość wspólnot zrodzonych jako owoc reformacji opowiada się za dosłownym i ograniczonym rozumieniem terminu „bracia”, odnosząc tę informację do tego, co zostało zapisane w Ewangelii św. Marka w rozdziale 6., w wersie 3*. Grecki termin stosowany w tym tekście — adelphoi — bez wątpienia oznacza „braci”, często jednak przypisywano mu o wiele szersze znaczenie niż to, jakie my mu przypisujemy, odnosząc go zaledwie do „rodzeństwa”. W rzeczywistości w większości przypadków słowo adelphos (taka jest forma liczby pojedynczej) używane było w znaczeniu metaforycznym. W kazaniu na górze, opisanym w Ewangelii św. Mateusza (7, 3-5), Jezus pyta, dlaczego widzimy drzazgę w oku naszego brata, a nie dostrzegamy belki we własnym. Oczywiście, w tym kontekście słowo „brat” użyte jest zamiast „bliźni”. Stary Testament, postępując zgodnie ze zwyczajami i tradycją semicką, tak nazywał wszystkich krewnych, podobnie jak i my mówimy „bracia”, myśląc o naszych kuzynach, bratankach i siostrzeńcach. Przykład zastosowania tego terminu w jego szerokim znaczeniu znajdujemy przynajmniej w jednym miejscu w Księdze Rodzaju (13, 8), gdzie Abraham powiedział do swego bratanka Lota, że są „braćmi”**. Język Nowego Testamentu nie dysponował też odrębnymi terminami na określenie braci i sióstr przyrodnich. Dziś natomiast w wielu językach terminy takie są w użyciu na porządku dziennym. Kościół zawsze naciskał, żeby tych, których nazywano „braćmi i siostrami Jezusa” nie traktować jako dzieci Maryi, choć niektórzy Ojcowie Kościoła, w tym św. Hieronim, dopuszczali możliwość, że mowa tu o dzieciach Józefa z poprzedniego małżeństwa. Hipoteza mówiąca o tym, że Józef był wdowcem doskonale wpisuje się w wizję tego małżeństwa. Józef przedstawiany był jako znacznie starszy od Maryi, a echo tego odnajdujemy do dziś w wizerunkach przedstawianych na naszych kartkach bożonarodzeniowych. W Salwadorze często słyszymy z ust tych, którzy chcą dokuczyć katolikom, że Maryja, żyjąc w rodzinie Józefa, nie pozostała dziewicą. Moja odpowiedź na ten zarzut jest taka, że przecież także w naszym kraju słowa: „bracia” i „siostry” obejmują szeroki zakres znaczeń. Po hiszpańsku kuzyni pierwszej linii nazywani są primos hermanos, co w tłumaczeniu oddaje się jako „bracia cioteczni”. Wielu ludzi na tych, z którymi dorastali, mówi hermanos, i to nawet wtedy, gdy nie ma między nimi żadnego pokrewieństwa. Zaś rodzeństwo, które pochodzi z adopcji, nazywa się hermanos de crianza. Nie tak dawno w dzień Wszystkich Świętych odwołałem się w kazaniu do poniższego przykładu. Pewna młoda kobieta poprosiła mnie, abym zawiózł ją na cmentarz. Mieszkała w innym mieście, ale miała zwyczaj składać kwiaty na grobie swej „siostry”. Musiała iść pieszo godzinę do miejsca, skąd mogła złapać autobus, który by ją tu przywiózł, ale robiła to, bo w przeciwnym razie nikt inny nie udekorowałby grobu. Ta „siostra” była osobą, która została „podarowana” jej matce. W Salwadorze mocno zakorzeniła się tradycja „darowania” dzieci (regalados oznacza „podarowany w prezencie”)*. „Bracia” oraz „siostry” — te słowa także w Stanach Zjednoczonych rozumiane są dość nieprecyzyjnie, a to z racji dużej liczby rozwodów i zawierania powtórnych związków, ale w Salwadorze wachlarz znaczeń tych terminów jest jeszcze szerszy. Oprócz praktyki nazywania „braćmi” dalszych członków rodziny w Salwadorze często spotyka się praktykę nazywania tak uczestników wspólnej celebracji liturgicznej. Zwyczaj taki jest niemal powszechny wśród protestantów, ale stosowany jest także w niektórych ruchach katolickich. Wszystkie te fakty pomagają nam lepiej zrozumieć, że słowo to nabiera znaczenia przenośnego. Dla wielu ludzi koronnym argumentem za dziewictwem Maryi jest świadectwo Ewangelii św. Jana. Jeśli Jezus miał rodzeństwo, to dlaczego miałby powierzać opiekę nad Matką jednemu ze swoich uczniów? Nie mieści się to w granicach logiki, wprawdzie nie zawsze rodzeństwo żyje ze sobą w zgodzie, dzieci wyrzekają się rodziców i odwrotnie, lecz w społeczeństwie, w którym odpowiedzialność za rodziców spoczywała na dzieciach, wskazuje to na fakt, że Maryja przebywała z Jezusem, ponieważ nie miała innego miejsca, gdzie mogłaby się podziać. Cóż mogła robić, będąc wdową? Ostatecznym argumentem winno być nasze zaufanie Kościołowi. Mam zwyczaj odpowiadać ludziom, którzy pytają mnie o wszystkie te sprawy, że o tym, iż Maryja zawsze pozostała dziewicą, Kościół nie musi dedukować z tekstu biblijnego — on o tym pamięta. Ten sam Kościół, który mówi mi, że Pismo Święte jest słowem wypowiedzianym przez Boga, uczy mnie też, jak interpretować przesłanie biblijne. „Odkrycie”, że Jezus najprawdopodobniej miał rodzeństwo, zostało „dokonane” całe wieki po tym, jak Kościół zadeklarował, że „bracia i siostry” naszego Pana nie byli naturalnymi dziećmi Maryi. Słowo Boga nie było przesłaniem przechowywanym w zakorkowanej butelce, przesłaniem niezrozumiałym aż do momentu, gdy szesnastowieczni reformatorzy zaczęli głosić swoją wizję chrześcijaństwa, doprowadzając tym samym do licznych konfliktów. Kościół zawsze cieszył się opieką Ducha Świętego, który wypełniał obietnicę Jezusa, że nigdy nie zostaniemy sami, oraz stał na straży prawdziwej Tradycji. Wszystko to są zagadnienia poboczne, ale w jakiś sposób wchodzą w zakres tego, czego dotyczyło pytanie, które rozważamy. Niezwykle ważnym przesłaniem, które Jezus do nas kieruje, jest to, że my także jesteśmy Jego braćmi i siostrami, że jesteśmy Jego „matką”. Co to ostatnie stwierdzenie może oznaczać? Myślę, że wskazuje ono na głębię relacji, do której jesteśmy zaproszeni. Więzy, jakie nas łączą z własnymi matkami, często dlatego są tak wyjątkowe, ponieważ łączy nas wspólne życie. To tak, jakbyśmy zaczynając od poczęcia wciąż kontynuowali pewnego rodzaju duchowy związek. Jezus proponuje nam ten rodzaj utożsamienia się z Nim, ten rodzaj serdecznej więzi. Oczywiście, dziś dość trudno wskazać taką rodzinę, o której w jakimś aspekcie nie można by powiedzieć, że jest „patologiczna”. Widziałem kiedyś kreskówkę, na której narysowano mężczyznę siedzącego samotnie na wielkiej widowni, wokoło rozciągało się całe morze pustych krzeseł. Hasło zawieszone nad sceną informowało, że jest to spotkanie zorganizowane dla dzieci z prawidłowo funkcjonujących rodzin. Otóż wiadomo, że każda rodzina boryka się z jakimś problemem. Prywatność życia rodzinnego jest czymś niezmiernie pozytywnym, ale jak wszystkie dobre rzeczy na tym świecie, tak i to podatne jest na zepsucie. Jest takie przysłowie łacińskie, które mówi, że „najgorszą rzeczą na świecie jest zepsucie dobra”. Pewien satyryk, który zwykł mówić: „Żyjemy z sobą jak bracia, jak Kain z Ablem”, wyrażał tym samym bolesną prawdę. Od samego początku historii zbawienia rodzina stanowiła rzeczywistość w pewnym sensie niejednoznaczną, takie też były odwołujące się do jej przykładu metafory. Jezus mówi o rzeczywistości niedwuznacznej, o pełnieniu woli Bożej. Stanowi to podstawę wizji wspólnoty, zawartą w tym pytaniu. Choć wszyscy mamy naturalną skłonność dążenia do wspólnoty, życia we wspólnocie, to jednak nie zawsze z równym zaangażowaniem szukamy tego, na czym się ona opiera. Wszyscy chcielibyśmy, aby nas akceptowano i by łączyły nas z innymi więzi, co też stanowi kluczowy element relacji, o której mówi Jezus. Pragniemy trwałości więzi międzyludzkich, życia w pokoju, co intuicyjnie utożsamiamy z pozaerotyczną bliskością i zaangażowaniem w życie innych, co można porównać właśnie do relacji między „braćmi, siostrami i matką”. W tym wszystkim musimy jednak zastanowić się także nad naszym zaangażowaniem się w pełnienie woli Bożej. Protestancki pastor Dietrich Bonhoeffer wymyślił słynną frazę cheap grace (łaska po niskiej cenie), gdy mówił o niezrozumieniu, czym jest Boża miłość, do której często podchodzimy tak, jakby nie wymagała zaangażowania z naszej strony i jakbyśmy nie ponosili kosztów tego, że jesteśmy uczniami. Istnieje wiele różnych wizji wspólnoty, w tym opierające się na budowaniu z innymi bliskich, braterskich relacji, które jednak nie stawiają sobie za zadanie postępowania zgodnego z wolą Bożą. Są to wspólnoty zbudowane na fałszywych podstawach, oferujące zubożoną wizję relacji, jaka łączy ucznia z Chrystusem. Autentyczna relacja z Bogiem opiera się na prawdziwej bliskości z innymi, ale także łączy się z pełnieniem woli Bożej. Dante Alighieri rozmyślał: „dobro, co jest celem woli, / w Niej [Światłości] się zawiera całe, aż w ostatki, / co zaś poza Nią, chlebem jest bez soli”*. Tym, co uzyskujemy od Boga, dzielimy się z innymi. Moja odpowiedź na to konkretne pytanie Jezusa musi zostać podzielona na trzy części. Pierwsza z nich dotyczy tego, co — jak sam czuję — oznacza dla mnie bycie w bliskiej relacji z Jezusem: należymy do tej samej rodziny. Po drugie, taką samą relację nawiązują z Nim pozostali uczniowie: wszyscy oni są Jego rodziną, a jednocześnie stają się moimi bliskimi. Po trzecie w końcu, ale też przede wszystkim, zobowiązany jestem, aby na tę relację odpowiedzieć, jeśli chcę pełnić wolę Bożą. Słyszałem raz, jak jakieś dziecko, odmawiając modlitwę Ojcze nasz, pomyliło się i powiedziało: „bądź wola moja jako w niebie, tak i na ziemi...”. Widzę, że robiłem ten sam błąd w moich modlitwach i nie działo się tak dlatego, że czasami poplątał mi się język, ale ponieważ zapominałem pomyśleć o tym, że najważniejsze jest to, co zaplanował Bóg. A co ty odpowiedziałbyś na to pytanie Jezusa? opr. aw/aw
LIST DO DZIECI TRA POCHI GIORNO OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II W ROKU RODZINY Drogie dzieci! Jezus przychodzi na świat Za kilka dni będziemy obchodzić Boże Narodzenie, Święto tak bardzo radośnie przeżywane przez wszystkie dzieci w każdej rodzinie, a w tym roku jeszcze bardziej, gdyż jest to Rok Rodziny. Zanim ten rok się skończy, pragnę zwrócić się do was, dzieci całego świata, aby dzielić z wami radość płynącą z tego bogatego w treść wydarzenia. Boże Narodzenie jest świętem Dziecka — nowo narodzonego Dziecka. Jest to zatem wasze święto! Wy tam bardzo na nie czekacie i przygotowujecie się do niego z radością. Liczycie po prostu dni i godziny, które was jeszcze dzielą od Świętej Nocy Betlejemskiej. Widzę was, jak przygotowujecie betlejemską stajenkę w domu, w parafii, we wszystkich zakątkach świata, przybliżając klimat i środowisko, w którym narodził się Zbawiciel. Tak! W okresie Bożego Narodzenia stajenka betlejemska ze żłóbkiem Dzieciątka zajmuje centralne miejsce w Kościele. I wszyscy do niej spieszą w duchowej pielgrzymce, tak jak pasterze w Noc Narodzenia. Potem trzej Mędrcy przybywają z dalekiego Wschodu, idąc za światłem gwiazdy, która im pokazała miejsce, gdzie złożony był Odkupiciel świata. Wy też w tym czasie dążycie do tych stajenek, aby wpatrywać się w Dziecię położone na sianie, żeby wpatrywać się w Jego Matkę oraz w świętego Józefa, który był na ziemi opiekunem Odkupiciela. Patrząc na Świętą Rodzinę, myślicie o waszej własnej rodzinie, w której przyszliście na świat, myślicie o swojej mamie, która dała wam życie i o swoim ojcu. Troszczą się oni o utrzymanie rodziny, o wasze wychowanie i wykształcenie. Rodzice bowiem nie tylko dają życie dziecku, ale także je wychowują od pierwszych dni jego przyjścia na świat. Jeśli dzisiaj piszę o tym wszystkim do was, drogie dzieci, to czynię to dlatego, że i ja sam byłem przed wielu laty takim samym dzieckiem jak wy. Również i ja przeżywałem wówczas radość Bożego Narodzenia tak jak wy, a kiedy zajaśniała gwiazda betlejemska, spieszyłem się do stajenki razem z moimi rówieśnikami, ażeby przeżyć na nowo to, co wydarzyło się 2000 lat temu w Palestynie. Naszą radość wyrażaliśmy przede wszystkim w śpiewie. Jakże piękne i wzruszające są kolędy, które tradycja wszystkich narodów oplotła wokół Bożego Narodzenia! Ileż w nich głębokich myśli, a nade wszystko jak wiele czułej radości skierowanej do tego Bożego Dzieciątka, które w Świętą Noc przyszło na świat! Także dni po narodzinach Jezusa są dniami świątecznymi. Wspominamy najpierw dzień ósmy, kiedy wedle tradycji Starego Testamentu nadano Dziecięciu imię: właśnie imię Jezus. Następnie dzień czterdziesty, kiedy został ofiarowany w Świątyni, jak każdy pierworodny syn izraelski. Miało wówczas miejsce niezwykłe spotkanie: Matce Bożej, przybyłej z Dzieciątkiem do Świątyni, wyszedł naprzeciw starzec Symeon, wziął małego Jezusa w objęcia i wypowiedział prorocze słowa: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,29-32). A potem, zwracając się do Maryi, Jego Matki, dodał: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2,34-35). Tak więc już w pierwszych dniach życia Jezusa słyszymy zapowiedź Jego Męki, w której będzie kiedyś uczestniczyła także Jego Matka Maryja: w Wielki Piątek będzie w milczeniu stać pod Krzyżem Syna. Wkrótce zresztą mały Jezus znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie: okrutny król Herod rozkaże pozabijać wszystkich chłopców w wieku do dwóch lat i dlatego Jezus będzie musiał uchodzić z rodzicami do Egiptu. Z pewnością dobrze znacie te wydarzenia związane z narodzinami Jezusa. Opowiadają wam o nich wasi rodzice, wasi duszpasterze, nauczyciele, katecheci i katechetki. Przeżywacie je głęboko co roku w okresie Świąt Bożego Narodzenia wraz z całym Kościołem. W ten sposób stają się wam bliskie dramatyczne okoliczności związane z dzieciństwem Jezusa. Drodzy przyjaciele! W wydarzeniach związanych z Dzieciątkiem Betlejemskim możecie rozpoznać losy dzieci na całym świecie. Jeżeli bowiem prawdą jest, że dziecko jest radością nie tylko rodziców, ale także radością Kościoła i całego społeczeństwa, to równocześnie jest też prawdą, że niestety, wiele dzieci w naszych czasach w różnych częściach świata cierpi i podlega wielorakim zagrożeniom. Cierpią głód i nędzę, umierają z powodu chorób i niedożywienia, padają ofiarą wojen, bywają porzucane przez rodziców, skazywane na bezdomność, pozbawione ciepła własnej rodziny, ulegają rozmaitym formom gwałtu i przemocy ze strony dorosłych. Czy można przejść obojętnie wobec cierpienia tylu dzieci, zwłaszcza gdy jest to cierpienie w jakiś sposób zawinione przez dorosłych? Jezus przynosi Prawdę Dzieciątko złożone w żłobie, w które wpatrujemy się w czasie Bożego Narodzenia, wzrastało w latach. Jak wiecie, Jezus dwunastoletni wraz z Maryją i Józefem udał się po raz pierwszy z Nazaretu do Jerozolimy na Święta Paschy. Tam, zagubiony w tłumie pielgrzymów, odłączył się od rodziców i, wraz z innymi rówieśnikami, przysłuchiwał się nauczycielom świątynnym, jak gdyby „lekcji katechizmu”. Korzystano ze świąt, ażeby takim chłopcom jak Jezus przekazać prawdy wiary. Okazało się jednak, że podczas tego spotkania ten przedziwny Chłopiec, który przybył z Nazaretu, nie tylko zadaje wnikliwe pytania, ale także sam udziela głębokich odpowiedzi tym, którzy Go pouczali. I te Jego pytania, a jeszcze bardziej odpowiedzi, wprawiają w zdumienie świątynnych nauczycieli. Kiedyś takie samo zdumienie będzie towarzyszyło Jego nauczaniu publicznemu: wydarzenie w Świątyni jerozolimskiej stanowiło początek i jak gdyby zapowiedź tego wszystkiego, co miało nastąpić kilkanaście lat później. Drodzy chłopcy i dziewczynki, rówieśnicy dwunastoletniego Jezusa, czyż nie przypominają się wam w tej chwili lekcje religii w parafiach i w klasach szkolnych, w których uczestniczycie? I teraz chciałbym wam zadać kilka pytań: jaka jest wasza postawa wobec lekcji religii? Czy jesteście przejęci katechizacją tak jak dwunastoletni Jezus w świątyni? Czy uczęszczacie pilnie na naukę religii w szkołach i parafiach? Czy w tym pomagają wam wasi rodzice? Jezus dwunastoletni tak bardzo przejął się tą katechezą w Świątyni jerozolimskiej, że poniekąd zapomniał nawet o swoich rodzicach. Maryja i Józef w drodze do Nazaretu, wracając wraz z innymi pielgrzymami, zorientowali się, że Jezusa nie ma w gromadzie idących z nimi dzieci. Dość długo trwało poszukiwanie. Zawrócili z drogi i dopiero na trzeci dzień znaleźli Go w Jerozolimie w Świątyni. „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie” (Łk 2,48). Jakże przedziwna jest odpowiedź Jezusa i jakże zastanawiająca! Mówi: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49). Była to odpowiedź trudna do przyjęcia. Ewangelista Łukasz dodaje tylko, że Maryja „chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (2,51). Była to bowiem odpowiedź, która miała się wyjaśnić później, kiedy Jezus był już dorosłym mężczyzną, kiedy zaczął nauczać i kiedy potwierdził, że dla sprawy swojego Ojca jest gotów ponieść wszelkie cierpienie, a nawet śmierć na krzyżu. Z Jerozolimy Jezus wrócił z Maryją i Józefem do Nazaretu i był im posłuszny (por. Łk 2,51). O tym okresie poprzedzającym publiczne nauczanie Jezusa, Ewangelia podaje tylko, że „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52). Drogie dzieci, w Dzieciątku, które teraz podziwiacie w żłóbku, dostrzegacie już tego dwunastoletniego Chłopca, który w Świątyni jerozolimskiej rozmawia z nauczycielami. Jest On tym samym, który później, jako trzydziestoletni mężczyzna zacznie głosić słowo Boże, otoczy się kręgiem dwunastu Apostołów, będą za Nim podążały rzesze ludzi spragnionych prawdy. Będzie On co krok potwierdzał swoją niezwykłą naukę znakami mocy Bożej: będzie przywracał wzrok niewidomym, uzdrawiał chorych, a nawet wskrzeszał zmarłych. Wśród tych przywróconych do życia będzie dwunastoletnia córka Jaira, a także syn wdowy z Nain, którego Pan Jezus oddał żywego płaczącej matce. Tak. To nowo narodzone Dzieciątko, stawszy się dorosłym, jako wielki Nauczyciel Bożej Prawdy okaże szczególną miłość dzieciom. Powie Apostołom: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im”, i doda: „do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10,14). Innym razem, przed spierającymi się o pierwszeństwo Apostołami, Jezus postawi dziecko i powie: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3). Wypowie wówczas słowa, które zawierają w sobie bardzo surowe ostrzeżenie: „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18,6). Jak ważne jest dziecko w oczach Pana Jezusa! Można by wręcz powiedzieć, że Ewangelia jest głęboko przeniknięta prawdą o dziecku. Można by ją nawet w całości odczytywać jako „Ewangelię dziecka”. Co to znaczy: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”? Czyż Pan Jezus nie stawia dziecka za wzór także ludziom dorosłym? Jest coś takiego w dziecku, co winno się odnaleźć we wszystkich ludziach, jeżeli mają wejść do królestwa niebieskiego. Niebo jest dla tych, którzy są tak prości jak dzieci, tak pełni zawierzenia jak one, tak pełni dobroci i czyści. Tylko tacy mogą odnaleźć w Bogu swojego Ojca i stać się za sprawą Jezusa również dziećmi Bożymi. Czyż to nie jest główne orędzie Bożego Narodzenia? Czytamy u św. Jana: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14), i dalej: „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (J 1,12). Dziećmi Bożymi! Wy, chłopcy i dziewczynki, jesteście synami i córkami waszych rodziców. A Bóg pragnie, byśmy wszyscy byli Jego dziećmi przybranymi przez łaskę. To jest właśnie to wielkie źródło radości Bożego Narodzenia, o której piszę wam przy końcu Roku Rodziny. Rozradujcie się wszyscy tą „Ewangelią Bożego dziecięctwa”. Niech tą radością zaowocują w całej pełni zbliżające się Święta Bożego Narodzenia w Roku Rodziny. Jezus daje samego siebie Drodzy przyjaciele, niezapomnianym spotkaniem z Panem Jezusem jest bez wątpienia Pierwsza Komunia Święta, dzień który wspomina się jako jeden z najpiękniejszych w życiu. Eucharystia, ustanowiona przez Chrystusa w przeddzień Jego Męki, podczas Ostatniej Wieczerzy, jest Sakramentem Nowego Przymierza, jest największym z Sakramentów. W tym Sakramencie Pan Jezus pod postaciami chleba i wina staje się pokarmem naszych dusz. Dzieci po raz pierwszy przyjmują ten Sakrament uroczyście — właśnie w dniu Pierwszej Komunii Świętej — ażeby potem móc Go przyjmować jak najczęściej i w ten sposób pozostawać w zażyłej przyjaźni z Panem Jezusem. Komunię Świętą, jak wiecie, mogą przyjmować tylko ci, którzy są ochrzczeni: Chrzest bowiem jest pierwszym i najpotrzebniejszym do zbawienia Sakramentem. Chrzest jest wielkim wydarzeniem! W pierwszych wiekach Kościoła, kiedy Chrzest przyjmowali przede wszystkim ludzie dorośli, jego obrzęd kończył się uczestnictwem w Eucharystii i łączył się z uroczystością podobną do tej, jaka dzisiaj towarzyszy Pierwszej Komunii Świętej. Z biegiem czasu, kiedy zaczęto udzielać Chrztu Świętego przede wszystkim niemowlętom — stąd większość z was, drogie dzieci, nie pamięta dnia swojego Chrztu — to uroczyste świętowanie zostało przeniesione na dzień Pierwszej Komunii Świętej. Każdy chłopiec i dziewczynka z katolickiej rodziny zna dobrze to przeżycie: Pierwsza Komunia Święta jest wielkim świętem rodziny. W tym dniu razem z dzieckiem przyjmują zazwyczaj Eucharystię także jego rodzice, rodzeństwo, dalsza rodzina i chrzestni, a niekiedy także nauczyciele i wychowawcy. Dzień Pierwszej Komunii Świętej jest też wielką uroczystością w parafii. Mam jeszcze w pamięci ten dzień, kiedy w gronie moich rówieśników i rówieśnic przyjmowałem po raz pierwszy Eucharystię w moim parafialnym kościele. Ażeby to wielkie wydarzenie nie zostało zapomniane, utrwala się je zazwyczaj na fotografiach rodzinnych. Towarzyszą one na ogół człowiekowi przez całe życie. Po latach, kiedy przegląda się te fotografie, odżywa wspomnienie tamtych dni, powraca się do tej czystości i radości, jakich doświadczyło się w spotkaniu z Jezusem, który z miłości stał się Odkupicielem człowieka. Dla iluż dzieci w dziejach Kościoła Eucharystia była źródłem duchowej siły, czasem wręcz bohaterskiej! Jakże nie wspomnieć na przykład tych świętych chłopców i dziewcząt z pierwszych wieków, jeszcze dzisiaj znanych i czczonych w całym Kościele? Wystarczy tu przypomnieć św. Agnieszkę, która żyła w Rzymie, św. Agatę, umęczoną na Sycylii oraz św. Tarsycjusza — chłopca, którego słusznie można nazwać męczennikiem Eucharystii, gdyż wolał poświęcić życie niż oddać Pana Jezusa, którego przenosił pod postacią chleba. I tak, poprzez wieki aż do naszych czasów nie brak dzieci, nie brak chłopców i dziewcząt wśród świętych i błogosławionych Kościoła. Tak jak w Ewangelii Pan Jezus okazuje im szczególne zaufanie, tak również Jego Matka Maryja w ciągu dziejów nieraz czyniła małe dzieci powiernikami swej matczynej troski. Przypomnijcie sobie św. Bernadettę z Lourdes, dzieci z La Salette, czy też już w naszym stuleciu Łucję, Franciszka i Hiacyntę z Fatimy. Wspomniałem wam wcześniej o „Ewangelii dziecka”: czyż nie doczekała się ona w naszym stuleciu szczególnego wyrazu w duchowości św. Teresy od Dzieciątka Jezus? Prawdą jest, że Pan Jezus oraz Jego Matka wybierają często właśnie dzieci, ażeby powierzać im sprawy wielkiej wagi dla życia Kościoła i ludzkości. Wymieniłem tutaj tylko niektóre dzieci, powszechnie znane, ale jest jeszcze wiele innych! Odkupiciel ludzkości niejako dzieli się z nimi troską o innych ludzi: o rodziców, o kolegów i koleżanki. Czeka bardzo na ich modlitwę. Jakże ogromną siłę ma modlitwa dziecka! Staje się ona czasem wzorem dla dorosłych: modlić się z prostotą i całkowitą ufnością, to znaczy zwracać się do Boga tak, jak czynią to dzieci. W ten sposób dochodzę do sprawy najważniejszej w tym Liście: przy końcu Roku Rodziny pragnę powierzyć waszej modlitwie, drodzy mali przyjaciele, nie tylko sprawy waszej rodziny, ale także wszystkich rodzin na świecie. I nie tylko to. Mam jeszcze wiele innych spraw, które chcę wam polecić. Papież liczy bardzo na wasze modlitwy. Musimy się razem wiele modlić, ażeby ludzkość, a żyje na ziemi wiele miliardów ludzi, stawała się coraz bardziej rodziną Bożą, ażeby mogła żyć w pokoju. Wspomniałem na początku o ogromnych cierpieniach, jakich doświadczyło wiele dzieci w tym stuleciu i doświadcza w chwili obecnej. Ileż dzieci, także w tych dniach, pada ofiarą nienawiści, która szaleje w wielu miejscach ziemskiego globu, jak na przykład na Bałkanach i w niektórych krajach Afryki! Właśnie rozważając te wydarzenia, napełniające nas wielkim bólem, postanowiłem prosić was, drogie dzieci, ażebyście wzięły sobie do serca modlitwę o pokój. Wiecie dobrze, że miłość i zgoda budują pokój, a nienawiść i przemoc go rujnują. Jesteście wrażliwe na miłość, a lękacie się wszelkiej nienawiści. Dlatego Papież może liczyć na to, że spełnicie jego prośbę, że dołączycie się do jego modlitwy o pokój na świecie z takim samym zapałem, z jakim modlicie się o pokój i zgodę w waszych rodzinach. Chwalcie imię Pana Pozwólcie, drodzy chłopcy i dziewczęta, że na zakończenie tego Listu przypomnę słowa Psalmu, które mnie zawsze wzruszały: Laudate pueri Dominum! Chwalcie, o dziatki, chwalcie imię Pana. Niech imię Pańskie będzie błogosławione odtąd i aż na wieki! Od wschodu słońca aż po zachód jego niech imię Pańskie będzie pochwalone! (por. Ps 113[112],1-3). Kiedy rozważam słowa tego Psalmu, mam przed oczyma twarze dzieci całego świata: od Wschodu aż do Zachodu, od Północy do Południa. Do was, moi mali przyjaciele, bez względu na różnice języka, rasy, czy narodowości mówię: Chwalcie imię Pana! A ponieważ człowiek winien chwalić Boga przede wszystkim własnym życiem, nie zapominajcie o tym, co dwunastoletni Jezus powiedział swojej Matce i Józefowi w Świątyni jerozolimskiej: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49). Człowiek chwali Boga przez to, że idzie w życiu za głosem swego powołania. Pan Bóg powołuje każdego człowieka, a Jego głos daje o sobie znać już w duszy dziecka: powołuje do życia w małżeństwie czy też do kapłaństwa; powołuje do życia zakonnego, a może do pracy na misjach… Kto wie? Módlcie się, drodzy chłopcy i dziewczęta, abyście rozpoznali, jakie jest wasze powołanie, i abyście mogli później iść wielkodusznie za jego głosem. Chwalcie imię Pana! Dzieci wszystkich kontynentów w Noc Betlejemską patrzą z wiarą w nowo narodzone Dzieciątko i przeżywają wielką radość z Bożego Narodzenia. Śpiewając w swoich własnych językach, chwalą imię Pana. I tak przez całą ziemię płynie radosna pieśń Bożego Narodzenia. Ileż rzewnych, wzruszających słów wypowiadają wszystkie języki ludzkie! I ta wielka pieśń, którą śpiewa ziemia cała, łączy się z chórami Aniołów, głoszących światu nad betlejemską stajenką hymn Bożej chwały: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania” (Łk 2,14). Oto stanął wśród nas, jako nowo narodzone Dziecię, Syn Bożego upodobania. A wokół Niego dzieci wszystkich narodów ziemi odczuwają na sobie miłujący wzrok Ojca niebieskiego i radują się, że je miłuje. Człowiek nie może żyć bez miłości. Jest wezwany do miłości Boga i bliźniego, ale żeby prawdziwie miłować, potrzebna jest mu ta pewność, że Bóg go miłuje. Bóg was miłuje, drogie dzieci! I to właśnie pragnę wam powiedzieć na zakończenie Roku Rodziny i na te Święta Bożego Narodzenia, które w sposób szczególny są waszymi świętami. Życzę wam radosnych i pogodnych Świąt, życzę, abyście doznały w sposób szczególny miłości waszych rodziców, waszych braci i sióstr i całej rodziny. Niech ta miłość, właśnie dzięki wam, drodzy chłopcy i dziewczęta, rozszerzy się na wasze otoczenia i na cały świat. Niech ta miłość dotrze do wszystkich, którzy jej szczególnie potrzebują: zwłaszcza do cierpiących i zapomnianych. Czyż może być większa radość niż ta, którą wnosi miłość? Czy może być większa radość niż ta, którą Ty, Panie Jezu, wnosisz w dzień Bożego Narodzenia w ludzkie serca, a zwłaszcza w serca wszystkich dzieci? Podnieś rączkę Boże Dziecię i błogosław swoim małym przyjaciołom, błogosław wszystkim dzieciom na całej ziemi! Watykan, 13 grudnia 1994 r. Jan Paweł II
W sobotę w bazylice Mariackiej metropolita krakowski przewodniczył Mszy św. w Dzień Świętości Życia. Podczas niej wierni podjęli dzieło Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Abp Marek Jędraszewski w wygłoszonej homilii odniósł się do sceny Zwiastowania Pańskiego. Tłumaczył, że tradycja Kościoła w tej szczególnej dla Maryi chwili przedstawiała Ją czytającą Pismo Święte. Zastanawiał się też, który fragment w tym momencie rozważała - czy było to proroctwo Izajasza, czy też słowa Księgi Rodzaju potwierdzające godność człowieka stworzonego na podobieństwo samego Boga. Arcybiskup wskazał też na błogosławieństwo, jakim dla człowieka jest możliwość współdziałania z Bogiem w przekazywaniu życia. Podkreślał przy tym, że już od chwili poczęcia Jezus stał się człowiekiem. Jednak w tle tej obecności Syna Bożego, który dzięki Niej stał się człowiekiem, jest działanie Bożej opatrzności. Chodzi bowiem o chwilę, w której Anioł objawił się we śnie Józefowi i kazał mu być podporą i obrońcą Maryi. - Ona nie zostaje zatem sama z tym, co się w Niej i z Nią dzieje. Jest obok Niej Jej oblubieniec. Ale jest także inny element tego tła. Objawi się on wtedy, kiedy Maryja porodzi swego Pierworodnego i złoży Go w żłóbku Groty Betlejemskiej - to zagrożenie dla Jego życia ze strony Heroda i jego żołnierzy - zauważył metropolita. Zachęcił też, aby tę sytuację zagrożenia życia Chrystusa rozważać w kontekście współczesnych wydarzeń. - Przeżywamy te Boskie i ludzkie prawdy nam objawione w świetle walki tego świata z pięknem kobiecości i macierzyństwa. To piękno jest zagrożone, jest tak często wyszydzane i deptane - mówił. Odniósł się również do czarnego marszu, który jakiś czas temu przemierzał ulice Krakowa. Zauważył, że głoszone podczas niego hasła obrażały człowieczą godność, a zwłaszcza godność kobiety stworzonej na obraz i podobieństwo Boga. - Ogarniał nas żal i smutek, nawet przerażenie, bo w tym deptaniu własnej godności, odkrywaliśmy deptanie samego Boga, który nas stworzył - podkreślał. Zdaniem metropolity, głoszone wtedy hasła wyszydzały piękno Bożego stworzenia. - Za taką postawą wyszydzania piękna, które pochodzi od samego Boga, idzie zło polegające na tym, że jako wartość europejską i jako prawo kobiety do swojej wolności ogłasza się to, że może zabić swoje dziecko - dodał. Zwrócił jednak uwagę na ważną rolę, którą odgrywa dziś Matka-Kościół. Jego zadaniem jest obrona dzieci - tych, które cieszą się siłą i pięknem życia, ale także tych, które dopiero są w stanie embrionalnym. - Kościół, dobra Matka, upomina się o swoje dzieci. Z całą mocą podkreślając prawdę, że dziecko nie jest żadnym produktem i nie można sprowadzać go do tego, co da się wytworzyć w probówce. Dziecko to nie rzecz, którą człowiek uczyni lub nie! Dziecko poczęte jest Bożym darem - zaznaczył stanowczo. Podkreślał też, że macierzyństwo jest wielkim błogosławieństwem Boga, o które wciąż prosi tak wiele kobiet przez wstawiennictwo świętych. - Kościół-Matka upomina się o swoje dzieci, ucząc miłości do dziecka, od samego początku jego zaistnienia. Wiemy, że niekiedy jest to miłość trudna, zawsze ofiarna, ale piękna - mówił metropolita. Zauważył, że taki jest właśnie sens duchowej adopcji, której podjęli się wierni uczestniczący w sobotniej Eucharystii. Stwierdził wręcz, że przyjęcie w ten sposób dziecka jest wyrazem najgłębszego i autentycznego humanizmu. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
dziecko tu jest twoja parafia